🌌 Żółte Oczy Przed Śmiercią
Śmierć czeka każdego z nas, ale ciężko pogodzić się ze śmiercią młodej osoby, która jeszcze całe życie ma przed sobą. Holly Butcher z Australii zmarła 4 stycznia 2018 roku na raka kości. Miała 27 lat. Holly przeczuwała, że koniec jest blisko, napisała coś, czym chciała podzielić się ze światem
Żółte oczy krokodyla. To powieść o mężczyznach. I kobietach. O kobietach, którymi jesteśmy, którymi może się staniemy. „Wielowarstwowa opowieść, która oczaruje cię zabawnymi postaciami i niezwykłymi przygodami od Paryża po dziką Afrykę”. Katherine Davis. Iris i Joséphine są siostrami. Obie mają po czterdzieści kilka
To sygnał, który wysyła organizm tuż przed śmiercią. Jak rozpoznać łabędzi śpiew? 2022-07-04 12:33. szkliste oczy, zasinienia palców,
To, że na krótko przed śmiercią, na nosie osoby bliskiej śmierci pojawia się bruzda, potwierdziła w „Gazecie Krakowskiej” dr n. med. Teresa Weber, anestezjolożka, specjalistka medycyny paliatywnej i hospicyjnej. W rozmowie z dziennikarka przyznała, że podobnie jak ks. Kaczkowski również ona obserwuje zmiany pojawiające się na
Yaddle to mistrzyni Jedi, urodzona w roku 509 BBY. Zasiadała w Najwyższej Radzie Jedi. Miała zieloną skórę oraz była z tej samej rasy co Yoda. Miała żółte oczy i była jedną z trzech znanych osobników tej rasy. Zginęła w roku 32 BBY na Coruscant, w wyniku przegranego pojedynku z hrabią Dooku .
Oczy samicy uderzająco duże, seledynowo-żółte. Oczy samca znacznie mniejsze i ciemniejsze. Przednie skrzydła pozbawione plam i przepasek, jasno użyłkowane. Tułów i smukły odwłok są złocisto-żółte z czerwonym lub brązowo-czerwonym pasem grzbietowym. Na boku każdego segmentu odwłoka znajduje się drobna, ciemna plamka.
Witam, pisałam już do Was parę pytań związanych z operacją jaką jest cholecystektomia. Niestety teraz moje pytanie jest troszke inne a dotyczy oczu. Otóż pare osób mi powiedziało że mam żółtawe oczy. Nie jest to jakiś mocny odcień żółtego, ale rzeczywiscie sa zazółcone.
Oddech jest spłycony, czasami charczący, zdarzają się bezdechy. Tętno jest coraz słabiej wyczuwalne. Oczy stają się szkliste, wzrok nieobecny, a powieki są przymknięte. Im bliżej śmierci, tym trudniej zrozumieć mowę chorego. Osoba umierająca na kilka godzin przed śmiercią zwykle jest nieświadoma.
W buddyzmie tybetańskim flaga jest symbolem zwycięstwa nad czterema Marami: nieuporządkowanymi emocjami, żądzami, namiętnościami i strachem przed śmiercią. Oczy Buddy. Oczy Buddy są symbolem reprezentującym wszechobecną moc Buddy. Dość często można je odnaleźć na zewnętrznych ścianach bocznych stup, buddyjskich budowli
Żółte oczy u noworodków, dzieci i dorosłych - przyczyny. Żółte oczy zarówno u noworodków, jak i dzieci oraz. Zawał, rak, toczeń. Choroby, które można wyczytać z oczu. Oczy poetycko nazywane są zwierciadłem duszy. Wpra. Żółtaczka - rodzaje, objawy, przyczyny, leczenie, profilaktyka. Żółtaczka nie jest chorobą, a jedynie
"Elegia o chłopcu polskim" jest najsłynniejszym wierszem Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, polskiego poety tworzącego w trakcie II wojny światowej. Utwór powstał 20 marca 1944 roku, niecałe sześć miesięcy przed śmiercią autora, który zginął w walce cztery dni po wybuchu powstania warszawskiego.
Patrick Swayze przed śmiercią zmagał się z rakiem trzustki. Wdowa po aktorze wspomina teraz pierwsze objawy choroby. Lisa w wywiadzie dla "Today Show" wyznała, że to żółte oczy
yiqdNX. Urokliwe górskie miasteczko gdzieś w południowym Meksyku. Nieśmiało przechadzam się po targu. Mijam stoiska z workami pełnymi nienazwanych przypraw i ze stosami kolorowych owoców. Kątem oka zauważam kosze pełne świeżego pieczywa i półki uginające się pod nieznanymi słodyczami. Sterty orzechów kokosowych, bananów i mango na przemian zabiegają o moją uwagę. Wszystko jest takie egzotyczne, takie kolorowe. Wszystko przyciąga uwagę. Uparcie jednak szukam tego, po co przyszłam – słynnych tacos. To dopiero mój drugi dzień w Meksyku. Lokalne potrawy znam tylko z opowieści. Ale jakie to są opowieści! Ileż to osób spotkałam zachwyconych meksykańską kuchnią! Ileż to nasłuchałam się o tym, jak różne kombinacje tortilli, mięsa i sera powalają na kolana. Ileż iskierek dostrzegłam w oczach opowiadających na same ich wspomnienie… Dlatego to właśnie od tacos chciałam zacząć mój pobyt w Meksyku. Znalazły się na samym szczycie mojej listy tego, co warto tu zrobić. Przed wspinaniem się na wulkany, przed oglądaniem ruin Majów, przed nurkowaniem na rafie i przed całą resztą. Gdy tak uparcie poszukiwałam pierwszych tacos, moją uwagę przykuło coś zupełnie innego. Na jednym ze stoisk rozwieszonych było kilkadziesiąt koszulek z nadrukami. Czerwone, żółte, niebieskie, zielone. Mieszanka barw od razu rzucała się w oczy. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że na większości z nich nadrukowany był motyw… czaszki. Można więc było nabyć koszulkę w kolorze butelkowej zieleni ze szczerzącą się do nas pomarańczowo-zółtą czaszką. Albo błękitną koszulkę z białą czaszką i czerwonymi kwiatami w miejscu oczodołów. Albo czerwoną koszulkę z figlarną czaszką przyozdobioną pstrokatymi wzorami na czole i na policzkach… Słowem, były tam wszystkie kombinacje kolorów i wzorów, które można sobie wymarzyć. Wszystkie jednak powracały do tego samego motywu – śmierci. Przeszedł mnie lekki dreszcz niepokoju. Kto normalny wpadłby na taki pomysł? Kto o zdrowych zmysłach chciałby obnosić się z motywem śmierci na pstrokato? Kto W OGÓLE chciałby nawiązywać do tego tematu podczas czynności tak błahych jak jedzenie śniadania czy robienie zakupów? Jakkolwiek otwarta bym nie była na nowe, miałam spory problem z nadaniem sensu temu, co właśnie zobaczyłam. Ale przecież nie wszystko musi mieć sens, prawda? Z niedowierzaniem potrząsnęłam więc głową i poszłam dalej. Tylko że motyw ten nieustannie powracał. Na stoisku z biżuterią, oprócz klasycznych naszyjników z kwiatami i serduszkami, zwisały także naszyjniki z misternie wyrzeźbionymi czaszkami. Miniaturowe czerepy patrzyły się podejrzliwie ze swych pustych oczodołów. Ruchome żuchwy latały w górę i w dół, przy każdym podmuchu wiatru śmiejąc się kupującym w twarz. Do sklepu z butami zapraszała elegancko ubrana kostucha. Plastikowy szkielet naturalnej wielkości przystrojony był w balowa suknię i finezyjny kapelusz. Swą kościstą dłonią zapraszał do środka. Na stoisku ze słodyczami stała taca pełna cukrowych czaszek. Przyozdobione niebieskim, żółtym i pomarańczowym lukrem, stanowiły unikatową mieszankę barw. Kolorowe i błyszczące przyciągały uwagę najmłodszych. Rodzice zdawali się nie zauważać, że ich pociechy zaraz będą pałaszować symbol śmierci na słodko. Na ulicach nietrudno było o kolorowe murale z motywem śmierci, a na straganach o pstrokate figurki kostuchy. Wejścia do wielu sklepów i kawiarni zrobiły rozmaite wcielenia kościotrupów. Z lampką wina, z książką, ze śrubokrętem… Wizerunek śmierci pojawiał się niemal wszędzie. Był w galeriach sztuki i w restauracjach, w sklepach i w domach, na ulicach i w szkołach. Dla Meksykanów śmierć jest bowiem nieodłączną częścią życia. Bez względu na to, kim jesteśmy, czeka każdego z nas. Bez względu na to, co zrobimy, i tak nas dopadnie. Lękamy się jej, nie mogąc nad nią zapanować. Trwożymy się, nie wiedząc co dokładnie za sobą niesie. Ale po co bać się czegoś, co nieuniknione? Nasza kultura omija temat śmierci niezręcznym milczeniem. Postrzegamy ją jako coś majestatycznego i tajemniczego. Coś, na czego opisanie nie ma odpowiednich słów. A podczas gdy my wymijamy temat wymowną ciszą, Meksykanie starają się z nim oswoić. Od najmłodszych lat uczą się, że śmierć jest słodka (smakuje przecież jak cukierki!) i pogodna (uśmiecha się do ciebie z koszulki najlepszego kumpla!). Na każdym kroku przypominają sobie, że śmierć też lubi tańczyć, czytać książki i pic kawę. No a jak można bać się kogoś, kto pije kawę w tej samej kawiarni co ty? Catrina. Wizerunek śmierci jako eleganckiej kobiety rozpropagowany został na początku XX wieku przez meksykańskiego malarza Diego Rivierę. W ówczesnym Meksyku dynamicznie rozwijająca się klasa średnia składała się głównie z metysów – ludzi będących potomkami Hiszpańskich imigrantów i rdzennych Indian. Wielu z nich zapominało jednak o rodzimej części swych korzeni. Robili wszystko, by jak najbardziej upodobnić się do Hiszpanów. Ubierali się w wytworne stroje, wzorowane na Europejskiej modzie. Eleganckie fraki i długie suknie można było spotkać niemal w każdym salonie. Brakowało jednak elementów nawiązujących do indiańskiej części ich kultury. Właśnie o niej miała przypominać Catrina – szykowna kościotrupia dama. Jej wizerunek mówił jedno: bez względu na to, jak wytworny ubiór przywdziejemy, w środku wciąż pozostajemy tymi samymi ludźmi. „Na czym stanęło: zabierasz mnie czy mnie nie zabierasz?” – słowa meksykańskiej pieśni nawiązują do bezsilności człowieka w obliczu śmierci. Emanuje z nich także całkowite pogodzenie się z losem. No bo po cóż bać się czegoś, co jest poza naszą kontrolą? Motyw śmierci jest nierozweralnie związany z religią. Nie dziwią więc wcielenia śmierci-zakonnicy …czy po prostu śmierci modlącej się. Takie personifikacje to jednak zupełnie inna bajka. Meksykańskim artystom nie brakuje kreatywności. A co gdyby śmierć była… jeleniem? Kolorowe czaszki są równie popularne jak wystrojone kościotrupy. Misterne zdobienia wokół oczu nadają im ludowego charakteru. Swoją formą przypominają o tym, że smierć jest nieunikniona. Swoimi kolorami o tym, że wcale nie musi byc posępna. Z podobnego założenia wychodzi również ta dama. Bo to, że jest kostuchą, wcale nie znaczy, że nie może pójść na zakupy! Motyw wystrojonej śmierci spotkać można niemal wszędzie. Jej figurki znajdują się w tak trywialnych wejściach jak w drzwiach kawiarni… …czy przy wejściu do sklepu. Jakiegokolwiek. Z odzieżą, z butami czy z kosmetykami. Motyw śmierci pojawia się także w słodyczach… czy w biżuterii. Co dla pani? Pierścionek z trupią czaszką? Nie brakuje także malowideł ulicznych w tym temacie. Tych mniej… …i bardziej udanych Kostucha w wersji religijnej…. …i w wersji ludowej. A także w wersji braci Grimm. Czy wymażony książe nie może być kościotrupem? Śmierć także miewa romanse. Czasem nawet bardzo intensywne! (hiszp: „całuj mnie mocno”). Niekiedy romans jest czymś więcej niż tylko romansem. Śmierć także doświadcza prawdziwej miłości… …i także pracuje w polu. Także czyta książki i także jeździ na rowerze. No a jak można się bać kogoś, kto romansuje, śpiewa, czyta książki i jeździ na rowerze? No jak?
W utworze występuje personifikacja można się domyśleć upersonifikowaniem jej będzie to zupełnie odmienny wizerunek kobiety, niż wszystkie dotychczas przedstawione na była czymś, złym, prawie się jej bali, nienawidzili jej. Utożsamienie śmierci z kobietą nasunąć może myśli o tym jak była płeć żeńska widziana w utworze tym kobieta jest przedstawiona jako postać szkaradnego wyglądu, chuda, blada, ma żółte lica i odbija światło niczym miedziane naczynie.„Obraza wielmi skaradego,Łoktuszą blada, żołte liceŁszczy się jako miednica;Upadł ci jej koniec nosa,Z oczu płynie krwawa rosa;Przewiązała głowę chustą”Jest porównana do ludożercy:„Jako samojedź krzywousta”Jest to obraz kobiety niezwykle szkaradnej, momentami przypominający obraz bez warg, kości na ponurym gołą głowę, przewraca oczami, a w dłoniach dzierży kosę.„Nie było warg u jej gęby,Poziewając skrżyta zęby;Miece oczy zawracając,Groźną kosę w ręku mając;Goła głowa, przykra mowa,Ze wszech stron skarada postawa -Wypięła żebra i kości”Zabija bez żółte oczy, żółty brzuch:„Groźno siecze przez widząc obraz skarady,Żołte oczy, żywot blady”Śmierć mówi, że przyjdzie po każdego:„Otoż ci przed tobą stoję,Oględaj postawę moję:Każdemu się tak ukażę,Gdy go żywota zbawię.”„Ma kosa wisz, trawę siecze,Przed nią nikt nie uciecze.”Śmierć mówi, jak będzie wygladało jej to straszna i przerażająca wizja:„Zableszczysz na strony oczy,Eż ci z ciała pot poskoczy;Rzucęć się jako kot na myszy,Aż twe sirce ciężko wdyszy.”Wstań, mistrzu, odpowiedz, jestli umiesz!Za po polsku nie rozumiesz?Snać ci Sortes nie pomoże”Biorąc pod uwagę, przedstawienie śmierci jako kobiety, widać tu negatywne ustosunkowanie porównywana do zła, do nieprzyjaznej siły to odmienny, zupełnie inny wizerunek, niż te dotychczas przedstawione na
Tytuł: Rozmowa mistrza Polikarpa ze śmiercią = De Morte Prologus Autor: anonimowy / Mikołaj z Mierzyńca Gatunek:moralitet (moralizująco – dydaktyczny poemat o charakterze satyrycznym) Omówienie „Rozmowy mistrza Polikarpa ze śmiercią”: Najdłuższy średniowieczny wiersz charakteryzuje ówczesne podejściu do śmierci. Obejmuje krąg czterech spraw ostatecznych: męka agonii i śmierć, sąd ostateczny, piekło, niebo. Nawiązuje także do sztuki umierania, która uczyła jak przygotować się do śmierci. Utwór zawiera elementy satyryczne. Śmierć nie jest do końca poważna, ma swoje słabości. Polikarp także nie jest odbierany przez nas jak mędrzec i mistrz. Zadaje pytania w sposób nieporadny i nie może zebrać myśli. Utwór jednocześnie bawi i uczy czytelnika. Wiersz ma formę dialogu, typowego dla średniowiecza. Rozpoczyna się inwokacją, która ma formę prośby do Boga o stworzenie dzieła chwalącego Boga, które przyczyni się ludzkości. Rozmawia w nim uczony ze śmiercią. Wielki mędrzec, mistrz, wybrany spośród wielu, modli się w kościele aby Bóg ukazał mu tajemnicę śmierci za życia. Bóg wychuchał jego próśb i ukazała się śmierć. W sposób szczegółowy opisano wygląd śmierci: kobieta kościotrup, chuda, blada, z pustymi oczodołami z których płynęła krew, zgrzytała zębami. Chustą miała przepasane biodra i głowę. W ręku trzymała kosę. Wystawały jej kości i żebra, odpadał nos, nie miała warg, miała żółte policzki. Mędrzec się przestraszył, że śmierć przyszła po niego i chce go zabrać. Podczas rozmowy okazuje się, że wiedza i mądrość Mistrza na nic się tu nie przydają. Na pytanie skąd się wzięła śmierć odpowiada, że swoje panowanie zaczęła gdy Ewa zerwała jabłko z drzewa poznania dobra i zał, i dała je Adamowi. Otrzymała od Boga moc zabijania wszelkiego stworzenia. Śmierć informuje Polikarpa, że wszyscy wobec niej są równi i każdy do niej trafi. Śmierć denerwuje się gdy Polikarp zadaje niemądre pytania, lubi się chwalić swoją mocą i budzić grozę. Jednocześnie przestrzega przed grzesznym życiem. Mówi, że grzeszników spotka kara, czyli piekło, więc nawołuje do nawrócenia. Gani ludzkie przywiązanie do rzeczy i spraw doczesnych, wskazuje na przekupnych sędziów i rozpustnych zakonników. Nikt nie uniknie jej kosy, nie obroni nikogo pozycja społeczna ani stan. W utworze mamy do czynienia z egalitaryzmem, czyli zrównaniem ludzkości wobec śmierci. Cały utwór ma charakter groteski, gdyż występuje w nim humor. Groteska ? połączenie w sztuce śmiechu i przerażenia, komizmu i tragizmu, stylu wysokiego i niskiego. Pojawiają się także elementy satyryczne, szczególnie we fragmentach dotyczących przywar i słabostek ludzkich. Użycie pewnych słów, np. zabić żywota, udusić, sprawia, że śmierć człowieka przedstawiono komicznie. Mistrz Polikarp w rozmowie ze śmiercią nagle staje się uczniem, zadaje pytania, a śmierć go poucza. Motyw dacne macabre: Pojawia się motyw dane macabre ? taniec śmierci, która do tańca zabiera przedstawicieli różnych stanów. W skład korowodu tanecznego na którego czele stała śmierć, wchodzili przedstawiciele wszystkich stanów, niezależnie od płci i wieku. Motyw ukazujący, że śmierć jest wszechobecna i wszechwładna, jej potęga jest nieograniczona (nie należy o niej zapominać) był bardzo popularny w średniowieczu. Motyw był przejawem charakteru epoki – memento mori. Po raz pierwszy pojawił się w XIV w. dotyczył nie tylko literatury ale także malarstwa i rzeźby. Śmierć do swego tańca zabiera: królów, doktorów, mistrzów, kupców, rozpustne kobiety, piękne dobre panie, karczmarzy oszukujących na piwie, rzemieślników, duchownych i świeckich, kanoników, proboszczów, plebanów, filozofów, astrologów, wojewodów i kasztelanów, chorych i zdrowych, ubogich i bogatych, książąt i hrabiów. Nic dziwnego, że motyw dance macabre był tak popularny w średniowieczu. Epoce towarzyszyły liczne epidemie, wojny, kryzysy polityczne, głód, strach o jutro i poczucie zagrożenia. Ludzie woleli od życia codziennego skupiać się na lepszym życiu po śmierci. W XV w. śmierć zaczęto sobie wyobrażać nie jako rozkładającego się trupa, lecz jako szkielet, np. drzeworyt Taniec Śmierci – Hans Holbein Młodszy. Przesłanie utworu: należy żyć uczciwe aby zostać zbawionym, wszyscy jesteśmy równi wobec śmierci. Cechy religijne i świeckie w „Rozmowie mistrza Polikarpa ze śmiercią”: Elementy religijne utworu Elementy świeckie utworu modlitwa błagalna do Boga wizerunek śmierci wiara w życie pozagrobowe grzeszników czeka kara kościół miejscem rozmowy życie ludzkie zależne jest od boskiego planu dydaktyzm religijny łacina w tekście ciekawość Polikarpa humor chęć przekupienia śmierci krytyka duchowieństwa za pijaństwo i obżarstwo demokratyzacja ludzi wobec śmierci
Autorem poniższego opracowania Jak umiera ciało człowieka jest Ksiądz Jan Kaczkowski. W swoim tekście – bazując na wieloletnim doświadczeniu pracy duszpasterza w hospicjum dla chorych na raka – opisał jak wyglądają ostatnie godziny przed śmiercią. Ksiądz Jan Kaczkowski był doktorem teologii moralnej, bioetykiem, wykładowcą UMK w Toruniu, założycielem i prezesem puckiego Hospicjum pod wezwaniem św. Ojca Pio. „Na dwa, trzy dni przed śmiercią skóra zaczyna inaczej odbijać światło, szczególnie w ciągu dnia. Z miękkiej, sprężystej staje się woskowa i sztywna. Zdecydowanie wyostrzają się rysy. Szczególnie nos, na jego środku pojawia się podłużne zagłębienie. Przytomne osoby cały czas są ruchliwe, zachowują się jakby za kilkadziesiąt godzin nie mieli umrzeć – porządkują rzeczy, rozmawiają, jak gdyby nic się nie działo, jakby nie zauważali, że ich ciało powoli się zmienia. Z pacjentami spotykam się przez kilka, czasami kilkanaście dni, odwiedzam ich kilka razy dziennie. Jednym z najtrudniejszych momentów jest chwila, gdy zauważam bruzdę na nosie. Wtedy wiem – to już czas. I często zastanawiam się, czy oni też to już wiedzą. Wydaje mi się, że nie. Mimo tego, że zdają sobie sprawę ze swojego stanu i intelektualnie pogodzili się ze swoim losem. Czym innym jest spodziewać się śmierci, nawet bliskiej aniżeli uświadomić sobie w poniedziałek rano, że umrę w środę, koło południa. ZOBACZ WIĘCEJ: OBJAWY BLISKIEJ ŚMIERCI Objawy nadchodzącej śmierci Na kilka godzin przed śmiercią aktywność ogranicza się już tylko do obrębu łóżka, poprawiania kołdry, sięgania po komórkę, układania poduszki, szukania wygodnej pozycji. Spojrzenie człowieka staje się nieobecne, czasami wzrok zawiesza się w niewiadomym, odległym punkcie. Oczy stają się szkliste. Umierający są w stanie normalnie rozmawiać, ale ich głos jest spowolniony, znika melodyczność – ton robi się jednostajny. Wtedy muszę być bardzo uważny i skupić się na tym, co mówią umierający. W strumieniu słów przeplatają się zwykłe informacje (jaki to dzień tygodnia, kto był mnie odwiedzić, co jadłem) z ważnymi wyznaniami – pojawia się świadomość nadchodzącej śmierci, chorzy mówią o Bogu, o swoim lęku. Czasem opowiadają o odwiedzających ich bliskich zmarłych, którzy stają się dla nich realni na równi z żywymi. Jakby w momencie śmierci dwa światy: żywych i umarłych naturalnie się przenikały. W ciągu ostatnich kilku godzin życia człowiek staje się spokojny, poddaje się naturalnemu biegowi rzeczy. Pierwsze zmieniają kolor paznokcie, a gdy dłonie i stopy sinieją, i stają się chłodne, oznacza to, że do końca zostało nie więcej niż dwie, trzy godziny. Wtedy umierający przeważnie traci świadomość, jeśli nie – to jest tylko w stanie odpowiadać przecząco lub twierdząco, czasem tylko ruchem głowy. Powieki opadają lub bywają półprzymknięte. Tylko pojedyncze osoby umierają z pełną świadomością – mówią ważne dla siebie rzeczy aż życie z nich uleci. A gdy już nadejdą ostatnie chwile, oddech staje się coraz płytszy, człowiek przypomina rybę wyjętą z wody – łapie powietrze ustami. Mogą się zdarzyć nawet kilkunastosekundowe bezdechy. Mówi się, że wydaliśmy ostatnie tchnienie, ale to jest raczej wdech bez wydechu. Serce staje i przez cztery minuty obumiera mózg. Wtedy całe nasze ciało jeszcze przez kilkadziesiąt sekund jak gdyby ostatkiem sił próbowało złapać oddech. Potem nie dzieje się już nic. To koniec. Cisza i kompletny bezruch. Trudno jest wtedy zrozumieć, że człowiek nic nie czuje, właściwie każdy obchodzi się z ciałem delikatnie, jakby żyło. A ono zaczyna bardzo szybko się zmieniać. Wprawdzie było woskowe, ale w ciągu pięciu minut po prostu zastyga. Staje się sino-szare i ewidentnie chłodne – temperatura organizmu dopasowuje się do temperatury otoczenia. Zgodnie z prawem ciążenia, krew, która nie jest już pompowana – opada, na plecach lub boku pojawiają ciemne wybroczyny – plamy opadowe. Jeszcze wtedy ciało jest nadal miękkie, za kilka godzin zesztywnieje. Potem trudno już zgiąć rękę lub rozprostować palce. ZOBACZ: JAK TOWARZYSZYĆ UMIERAJĄCEMU Jeśli ktoś nie może skonać, zapalam gromnicę, którą wkładam w dłoń umierającego i modlimy się litanią do patrona dobrej śmierci – św. Józefa lub do Wszystkich Świętych. Odmawiamy także Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Te modlitwy zazwyczaj pomagają odejść. Nawet jeśli ktoś ma wątpliwości co do istnienia Pana Boga i rzeczywistości nadprzyrodzonej, to dla mnie proces umierania – a także to, że ktoś kilkanaście minut wcześniej był integralną osobą, która żałowała, kochała, modliła się, czyli ewidentnie była i żyła – nie kończy jej istnienia. Teraz, gdy przestało bić serce, miałoby go nie być? Tak po prostu? W odstępie kilkunastu minut? Dla mnie fakt ustania pracy organizmu nie jest dowodem na to, że człowiek przestał istnieć. Zawsze mówię pacjentom, że trzeba przeżyć własną śmierć – to jest zwycięstwo duszy nad ciałem.” Ja umiera ciało? Ksiądz Jan Kaczkowski, źródło: portal i Laboratorium Więzi PRZEJDŹ DO: OPIEKA PALIATYWNA
W starym wiadrze pełnym wody odbijał się błękit nieba i jego przerażone spojrzenie. Jestem pewna, że by uciekł, gdyby nie sznur, który wpijał się ciało, krępując ruchy. Mężczyzna zmącił gładką taflę, zanurzając w niej srebrne ostrze. Kilkoma szybkimi ruchami wytarł nóż o spodnie. Skrzyżowali spojrzenia. Drugi, bez słów, zamachnął się ciężkim młotem, precyzyjnie wymierzając cios w środek głowy. Głuche uderzenie powaliło go na kolana. Oczy zaszły mgłą, a głowa zaczęła się kiwać, coraz niżej i niżej, aż w końcu opadła bez życia na ziemię. Sprawnie wciągnęli go na szubienicę, odwrotnie, bo nogami do góry, i poderżnęli gardło. Karminowa czerwień wylewała się na trawę pulsująco, wraz z resztkami życia. Zza szyby na ganku podglądałam, jak umiera młody byk. Przez chwilę wydawało mi się, że nasze serca biją w tym samym rytmie. — Zwierzęta umierały na różne sposoby. Kury najczęściej ginęły od babcinej siekiery. Łapała upatrzoną, najbardziej dorodną nioskę, chwytała ją tak, by się nie ruszała i ostrożnie kładła na pniu, mówiąc do niej cicho. Najważniejsze, żeby zwierzę się nie bało. Kura łypała jednym okiem. Kury zawsze łypią jednym okiem — być może dlatego, że mają je po dwóch różnych stronach głowy i nigdy nie patrzą wprost. Jeżeli kura na Ciebie łypnie, łypnie patrząc z ukosa. Traciły głowę po jednym, celnym uderzeniu. Leżała na ziemi z przymkniętymi oczami i rozchylonym dziobem, z którego wysuwał się różowy, gładki języczek. Tak, kury mają języczki. Mają też uszy, schowane pod cienką warstwą piórek. Pokazał mi je dziadek. Najbardziej intrygujące były brojlery i indyki — te najdłużej potrafiły biegać po podwórku martwe, bez głów, wymachując skrzydłami i pędząc na oślep, popychane resztką życia w układzie nerwowym. Czasami wpadały w krzaki nad rzeką i trzeba było ich szukać w pokrzywach. Pniak oblepiony był piórami i błyszczącą krwią. Zasychała szybko. Koty były stałym elementem naszego otoczenia. Pojawiały się znikąd i odchodziły cicho, umierając w sobie tylko znanych miejscach, z dala od domów, od ludzkich spojrzeń. Chodziły swoimi drogami. Tropiłam je czasami, skradając się po cichu. Biegłam, gdy mknęły przed siebie. Zastygałam w ruchu, gdy zwalniały kroku. Wstrzymywałam oddech, zamykałam oczy. Chciałam być niewidoczna, stopić się z otoczeniem. Zawsze czujnie odwracały głowę i uciekały mi, znikały, rozpływały się w powietrzu, jak gdyby nigdy ich nie było. Byłabym pewna, że faktycznie nie istnieją, że sobie je wymyśliłam, że mi się tylko przywidziało, gdyby nie to, że zawsze w końcu przychodziły, tylko po to, by znowu przepaść bez śladu. W ostatnią wędrówkę też wybierały się samotnie. Wyobrażałam sobie, że zwijają się w kłębek i zasypiają, po prostu zasypiają na zawsze, czesane wiatrem — tym specyficznym zapachem wolności, który zostawał na palcach, gdy tylko pozwoliły się pogłaskać. Dżok, pies podwórkowy, „był od zawsze”. Zdarzały się noce, że przez wiele godzin wył. Dziadek mówił wtedy, że Dżok czuje nadchodzącą śmierć i że właśnie ktoś gdzieś umiera (nie miałam powodów, żeby mu nie wierzyć — zawsze ktoś gdzieś umierał). Żyłam w przekonaniu, że jest bratem wilka. Od czasu do czasu zrywał się z łańcucha, gdy zapadał zmrok, by zawsze rano czekać przy budzie. Lubiłam myśleć, że ze swymi wilczymi braćmi biega wtedy po lesie. Pewnego dnia nie wrócił. Sikorka, która padła uderzając w okienną szybę, spoczęła w pudełku po herbacie, zakopana pod świerkami. Na grobie postawiliśmy jej krzyżyk z patyczków od lodów. Mała, polna mysz, z raną na boku. Nie chciała pić mleka ani jeść pszenicznych ziaren. Żyła jeszcze kilka dni w drewnianym wózku na kółkach. Martwy wąż, rozpłatany gwoździem, okazał się być niebieski i błyszczący w środku. Typowy zaskroniec, żółte plamki za uszami. A jaszczurkę, odłożoną na parapet piwnicy w celu obserwowania postępującego rozkładu, ktoś nieopatrznie mi wyrzucił. — Umierali i ludzie. A wtedy czas się zatrzymywał. Ze wszystkich zegarków w domu wyciągało się baterie, a wskazówki przekręcało się na godzinę, „tę” godzinę. Ciało zmarłego do czasu pogrzebu leżało w domu. Nikt się go nie bał. Do ostatniej drogi trzeba było je przygotować — umyć, uczesać, ubrać, zamknąć oczy i położyć na nich pieniążek. W dzień schodzili się sąsiedzi. Przynosili kwiaty, najczęściej lilie. Do dzisiaj pachną mi śmiercią. Modlitwy i żałobne śpiewy trwały całymi godzinami, a „prowadzący” co jakiś czas się zmieniali. Gdzieś obok bawiły się dzieci. Ktoś zrobił zdjęcie. „Dobrze wygląda”. Trup sztywnieje szybko, więc prędko trzeba go ubierać, bo potem, by założyć marynarkę, trzeba wyłamywać ręce w stawach. Albo mówić: „Basiu, no daj sobie założyć sukienkę”. I Basia sobie daje. Krzesła odwracało się do góry nogami, by błąkająca się po domu dusza nie mogła przysiąść. Jeszcze by się jej spodobało i nie chciałaby odejść. Wszystkie lustra były zasłonięte, by nie mogła się w nich przejrzeć. Ze śmiercią nam nie do twarzy. Wyprowadzenie zmarłego z domu miało swój rytuał. Zanim zamknięto wieko trumny, wszyscy członkowie rodziny podchodzili kolejno, by przez chwilę potrzymać splecione różańcem, zimne dłonie (dłonie dziadka kojarzyły mi się z plasteliną). Na każdym progu opuszczano trumnę trzy razy, przy każdym odmawiając modlitwę: „Wieczne odpoczywanie, racz mu dać Panie”. Przed trumną zawsze szła rodzina, bo to ona odprowadzała nieboszczyka na cmentarz, nigdy na odwrót. Za trumną, najczęściej niesioną przez mężczyzn z otoczenia zmarłego, szła cała reszta. Karawany nie były jeszcze w modzie. Na niektórych wsiach, gdzie cmentarze były daleko, chodziło się często po kilka kilometrów. Ciężka trumna zostawiała czerwone ślady na ramionach. Zmarłego trzeba było pochować przed niedzielą. Gdy trup niedzielę przeleżał, pociągał za sobą kogoś innego. Po powrocie do domu była stypa. Przy wódce wspominało się zmarłego. Tylko dobrze. Bo o zmarłych nie mówi się źle. Zawsze dziwiło mnie, w czym gorsi są żywi. — Kiedy dzisiaj myślę o kulcie młodości, pochwale piękna, stawianych na piedestale idealnych ciałach. Kiedy myślę o tym, co powinniśmy, do czego dążymy, czego nam ciągle brakuje. Kiedy myślę o tym, jak kurczowo trzymamy się życia i jak bardzo przeraża nas śmierć. Kiedy myślę o tym wszystkim, dochodzę do wniosku, że nie wypada nam umierać.
żółte oczy przed śmiercią